Jakiś czas temu udało nam się z Pu uciec na krótki urlop.
Tyci taki.
Ale wymarzony, wyśniony i wytęskniony.
Na drugim końcu Polski :)
Tydzień bez pośpiechu, bez pracy,
bez zasięgu, bez żadnego fifirifi,
za to z ogromem przestrzeni bieszczadzkich Połonin
i z morzem gwiazd na wyciągnięcie ręki...
Ech...
"W samym pępku świata
są dzisiaj Bieszczady
zostawiają w moim sercu
serdecznie zielone ślady..."
Ani wilkiem, ani zakapiorem nie jestem,
ale wrócę tam :)
Mam nadzieję, że nie raz...
że na dłużej...
że jak najszybciej ;)
A tymczasem pocieszam się, jak mogę.
Maleńkim drewnianym aniołem,
który z nami wrócił,
setkami zdjęć i
wspomnieniem milionów gwiazd nad głową.
A kilka z nich zawisło w uszach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz