19 stycznia 2014

"Chcę zamieszkać w kolorowym mieście snu..."

Niebieski. 
Zielony.
Fiolet.
Złoty.
Sznurki.
Kryształki.
Kamienie.
Perełki.
Sutasz już dawno temu zauroczył mnie, zachwycił i niepodzielnie zawładnął moim sercem.
Pozwala na wszystko i we wszystkim mu pięknie - 
zarówno minimalistyczne, monochromatyczne małe formy, 
jak i barokowe, pełne przepychu, kolorów i kształtów
 dzieła sztuki 
zachwycają mnie w takim samym stopniu. 
Jednak do dziś jedynie pokornie chylę czoła,
 przed tymi którzy potrafią te cudeńka tworzyć.
I zbieram się na odwagę, by spróbować swoich sił na tym polu.
W głowie kłębi mi się od pomysłów,
 ale niestety warsztat nie nadąża za wyobraźnią :)
Jednak mając przed sobą te piękne sznureczki, 
w ramach wprawek w celu "poznania przeciwnika"... 
wyszły mi ślimaczki :)
Potargane takie, nieśmiałe, dalekie od ideału, 
jednak pomimo wad od razu ukochane.
Z sutaszem nie mają nic wspólnego, 
ale utwierdziły mnie w przekonaniu, 
że choć sutaszowe sznurki to trudny przeciwnik
 to jednak wart tego, by poświęcić mu czas, nerwy... i opuszki palców ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz