Niebieski.
Zielony.
Fiolet.
Złoty.
Sznurki.
Kryształki.
Kamienie.
Perełki.
Sutasz już dawno temu zauroczył mnie, zachwycił i niepodzielnie zawładnął moim sercem.
Pozwala na wszystko i we wszystkim mu pięknie -
zarówno minimalistyczne, monochromatyczne małe formy,
jak i barokowe, pełne przepychu, kolorów i kształtów
dzieła sztuki
zachwycają mnie w takim samym stopniu.
Jednak do dziś jedynie pokornie chylę czoła,
przed tymi którzy potrafią te cudeńka tworzyć.
I zbieram się na odwagę, by spróbować swoich sił na tym polu.
W głowie kłębi mi się od pomysłów,
ale niestety warsztat nie nadąża za wyobraźnią :)
Jednak mając przed sobą te piękne sznureczki,
w ramach wprawek w celu "poznania przeciwnika"...
wyszły mi ślimaczki :)
Potargane takie, nieśmiałe, dalekie od ideału,
jednak pomimo wad od razu ukochane.
Z sutaszem nie mają nic wspólnego,
ale utwierdziły mnie w przekonaniu,
że choć sutaszowe sznurki to trudny przeciwnik
to jednak wart tego, by poświęcić mu czas, nerwy... i opuszki palców ;)